Według World Bank mieszkańcy miast tworzą ponad 80 proc. światowego GDP, według McKinsey w 2030 roku będą odpowiadali za 81 proc. popytu na dobra konsumpcyjne i 91 proc. wzrostu tego popytu.
Prawdziwym bogactwem miast jest zadowolenie ich mieszkańców i przedsiębiorców. To wymaga wizji, inwestycji, a jeżeli są one dobre — przynosi wszystkim korzyści.
Czytamy takie informacje jako coś oczywistego, jednak rzadko wywołują one refleksję nad postrzeganiem tego przez najważniejszych dostawców produktów dla tej grupy konsumentów — deweloperów i władz miast.
O deweloperach i ich przesłankach inwestycyjnych pisałem miesiąc temu, więc najpierw coś o polskim magistracie.
Dla magistratu mieszkaniec jest: wyborcą, obciążeniem dla budżetu poprzez konieczność utrzymywania szkół, przedszkoli, ulic, parków i reszty infrastruktury, a na końcu płatnikiem podatków — od nieruchomości niewielkich oraz części PIT-u znacznych.
Magistrat z zasady nie traktuje swoich mieszkańców jako klientów, a co ciekawe, nie traktuje innych miast jako konkurencji. Utrata mieszkańców i zamykanie firm jest traktowane jak zmiany klimatu, a krytyka działań jako niepotrzebne narzekanie.
W moich rozmowach z urzędnikami różnych miast, zarówno tymi wybranymi, jak i etatowymi, najważniejszą kwestią jest finansowanie, fundusze europejskie. Jest to najczęściej wymieniana przyczyna niepodejmowania różnych, wydawałoby się oczywistych działań.
Nawet najlepsza firma prowadzona w taki sposób szybko traci konkurencyjność i wpada w pułapkę przeciętności — co staje się codziennością większości polskich miast.
Carl Weisbrod, chairman of the New York City Planning Commission, na konferencji zorganizowanej przez Urban Land Institute w Warszawie, opisywał w jaki sposób to najważniejsze miasto Ameryki wybiera kierunki rozwoju. Dla NYC największym wyzwaniem była konkurencja z Silicon Valley — zapobieganie drenażowi mózgów i stworzenie warunków dla rozwoju sektora technologicznego. Temu podporządkowano strategie przebudowy centrum Manhattanu i rewitalizacji post-industrialnych terenów Brooklynu.
A najważniejszą częścią programu była wygoda mieszkańców — bezpieczne i szybkie dojazdy do pracy, zmniejszenie ruchu samochodowego, przyjazne przestrzenie, dobre biura, dostępne mieszkania.
Finansowanie opłat za usługi miejskie pochodziło z emisji obligacji i współinwestowanie z deweloperami, z planowaniem spłat ze zwiększonych przychodów z podatków.
Na tej samej konferencji Thomas J. Murphy, burmistrz Pittsburgha, opisywał transformację tego postindustrialnego dysfunkcyjnego miasta w przyjazne mieszkańcom i przedsiębiorcom centrum technologii i usług.
Finansowanie — 1 mld USD z federalnych, stanowych, miejskich i prywatnych źródeł. Dzięki tym inwestycjom Pittsburgh stał się jednym z centrów Google’a, co przyniosło ponad 15,6 mld USD obrotu Pensylwanii.
Prawdziwym bogactwem miast jest zadowolenie ich mieszkańców i przedsiębiorców. To wymaga wizji, inwestycji, a jeżeli są one dobre — przynosi wszystkim korzyści.
Robert J. Moritz
Tekst ukazał się w Pulsie Biznesu [04/08/2022]