Spotkałem się ostatnio z prezydentem jednego z miast w katowickiej konurbacji, rozmawialiśmy o wbudowaniu się z projektem miejskim pomiędzy istniejącą zabudowę. Jednym z tematów była konieczność różnorodności produktów, ale też inwestycji miasta w ulice i infrastrukturę. Zapytany o możliwość połączenia takiego projektu ze Społeczną Inicjatywą Mieszkaniową odpowiedział: „Nie da się”. SIM służy do potrzeb mieszkaniowych i na to są państwowe pieniądze.
Gdy słyszę o potrzebach mieszkaniowych ludności, dostaję dreszczy. Zwykle łączy się je z „zabezpieczeniem” lub „zaspokajaniem”. Kilka pokoleń polityków zajmuje się tymi mitycznymi potrzebami mieszkaniowymi, tworzy kolejne programy, akcje, wymyśla cudowne rozwiązania – po czym zapomina o nich i tworzy następne. W celu uchwycenia odpowiedniej perspektywy warto przeczytać przynajmniej kilka pierwszych rozdziałów książki „13 pięter” Filipa Springera o zaspokajaniu potrzeb w przedwojennej Warszawie.
Wszystkie te akcje i programy mają podobny przebieg – powstaje ciekawy, modelowy projekt, a następnie albo nie buduje się nic, albo byle jak porozrzucane wśród błota tandetne domy. Możliwe też, że to, co powstanie, to zupełnie nie to, co zakładał projekt i na dodatek dla kogo innego…
Warto się zastanowić, co znaczy pojęcie „potrzeby mieszkaniowe”. UN Habitat określa je jako dostępność do trwałego, bezpiecznego, niedyskryminującego miejsca pobytu z dostępem do zaopatrzenia, kultury, wypoczynku, pracy i miejsc kultu. W sumie nie wiadomo po co taka definicja, łatwiej byłoby napisać – dobrze zaprojektowanego i zarządzanego miasta.
Z jakiegoś nieznanego powodu politycy, tworząc programy wspierające zaspokajanie potrzeb mieszkaniowych, skupiają się na budynku, technologii i cenie, zupełnie zapominając o kwestii lokalizacji, dojazdu, infrastruktury, zieleni, otoczenia, bezpieczeństwa, różnorodności, tworzenia społeczeństw i kosztów życia – tych ostatnich liczonych nie tylko w pieniądzu, lecz również w godzinach.
Jest wiele przykładów dzielnic powstałych przy wsparciu państw czy miast, których jedynym celem było stworzenie lokali do spania po pracy. Marzeniem wszystkich mieszkańców takich projektów jest jak najszybciej stamtąd uciec – do miasta, do wąskich, zatłoczonych przez pieszych ulic, sklepów, biur i warsztatów. W dobrze zaprojektowanym mieście gęsto zabudowane ulice sąsiadują z parkami, skwerami. Na tych ulicach rosną drzewa i chodzą po nich ludzie.
Potrzeba mieszkaniowa to dużo więcej niż pokój i łóżko, telewizor na ścianie i prysznic. To przede wszystkim okolica, sąsiedztwo, piwo czy kawa wypite przy stoliku w kawiarnianym ogródku, a nie przed telewizorem.
Środki państwowe muszą być przeznaczane na przemianę miast tak, żeby odpowiadały na potrzeby mieszkańców, a nie na wspieranie budowy lichych mieszkań byle gdzie, byle taniej.
W dobrze tworzonym, stabilnym i zrozumiałym środowisku przedsiębiorcy, bez wsparcia państwa, tworzą dobre produkty, dostosowane do rynku i możliwości klientów. W dobrych miastach ich mieszkańcy chętnie wynajmują i kupują mieszkania – bo tam się dobrze mieszka.
Robert J. Moritz, prezes zarządu ALTA SA
PARTNEREM PUBLIKACJI JEST THINK TANK CITISENSE #NOWYWYMIARMIAST
Źródło: Puls Biznesu
Treść chroniona prawem autorskim. Całość przeczytasz tu: https://www.pb.pl/potrzeby-mieszkaniowe-czy-potrzeby-mieszkancow-1183314