Zimo, więc jest zimno. Śnieg pada równo na całe miasto, po czym, z punktu widzenia mieszkańca, ulega transformacji i przemieszczeniu, w sposób na ogół bezsensowny, przypadkowy i bardzo irytujący. Przy okazji przypominamy sobie, jak co roku, różne fachowe terminy. Błoto pośniegowe – na ogół na chodnikach i między chodnikiem a przejściem dla pieszych, oblodzenie – schody i pochyłe części chodników, kolejność odśnieżania – to z kolei dotyczy tylko jezdni, tak jak „nawierzchnia mokra czarna”. Jednocześnie pojawia się zastanawiająca różnorodność – jezdnie na ogół odśnieżone, przystanki też. Dojścia do przystanków udeptanymi ścieżkami, chodniki różnie w różnych miejscach, nie układają się w żaden logiczny ciąg komunikacyjne. Ścieżki rowerowe też bardzo różnie, niektóre odśnieżone i oblodzone, niektóre nieodśnieżone rozjeżdżone przez samochody, niektóre w stanie dorównującym jezdniom.
Wszystkie te wyżej opisane przestrzenie łączą się ze sobą brudną śniegowo-wodną breją, która w miarę upływu czasu przechodzi w rozległe kałuże, często blokując dostęp do przejść dla pieszych, chodników czy sklepów, a także utrudniając wejście do autobusów i tramwajów.
Winnym tego stanu rzeczy jest trudny do zrozumienia labirynt przepisów, zwyczajów i podmiotów odpowiedzialnych za utrzymanie przestrzeni używanej przez mieszkańców miast. Przestrzeni, która nazywamy publiczną i jest dla nas konieczna, a często wcale publiczna nie jest. Drogi powiatowe, wojewódzkie, krajowe, ulice miejskie, chodniki i place i prywatne podwórka, tereny wspólnot, spółdzielni mieszkaniowych, przystanki w zarządzie transportu miejskiego, dworce PLK PKP, przejścia i schody dokoła biurowców, tarasy różnych obiektów sportowych i kulturalnych. Każdy z odpowiedzialnych dba albo nie dba o dostępność i bezpieczeństwo użytkowników.
Zarządy miast zresztą nie niezbyt się tym przejmują, na przykład tolerując parkowanie pojazdów powyżej 2,5 t na chodnikach i placach, które nie są do tego zaprojektowane. Skutkuje to epidemią wjeżdżania w fontanny w całej Polsce.
Ten nieład, brud i bezsens budzą w nas niepokój i agresję. Niedbanie o mieszkańców poruszających się bez samochodów jest silnym bodźcem zniechęcającym do wychodzenia z domu lub uciekania do zadbanych alejek w galeriach handlowych.
W ten sposób miasta negatywnie wpływają na biznes sklepów i usług zlokalizowanych na ulicach, jednocześnie wspierając galerie handlowe. Takie oddziaływanie powoduje problemy z wynajmem i rotację najemców w lokalach komercyjnych, w szczególności zlokalizowanych na parterach nowych budynków mieszkalnych i biurowych. To zas z kolei w oczywisty sposób wpływa na opłacalność projektów, determinuje program gospodarczy takich obiektów już na etapie projektowania i budżetu.
Z drugiej strony urbaniści i inwestorzy są zgodni, że atrakcyjność miasta jest nieodłączna od sukcesu jego ulic, ulic w rozumieniu „mixed use” – mieszkań, biur, usług i handlu w gęsto zamieszkanych miastach – High Street. Brytyjski centreforcities.org pisze: “Successful high streets will also offer what we cannot find at home or online, by moving away from over reliance on retail towards the ‘experience’ leisure economy”.
Dbanie o dostępność przestrzeni publicznych skutkuje wzrostem atrakcyjności miast. Czas, by władze miast poczuły się odpowiedzialne.
Artykuł pochodzi z Pulsu Biznesu:
https://www.pb.pl/zagubieni-i-zli-lub-zrezygnowani-nie-wychodza-z-domow-1172583